03.07.2012 22:26
Świat, w którym żyjemy. Podróż
Witajcie. Są sprawy, od których nie da się uciec. Można próbować, z niezłym nawet skutkiem, przez czas jakiś. Ale one i tak nas dopadają, szarpią sumienie jak pies nogawkę. I przychodzi rok, dzień, chwila, gdy odwracamy się do nich twarzą, postanawiając że więcej uciekać nie będziemy. Taki ostateczny pojedynek, gdy za plecami i po bokach tylko ściana. Znacie to? To posłuchajcie.
Nie chodzi mi o łamanie konwenansów, szokowanie czytelnika, nabijanie indeksów popularności bloga. Właściwie, mam na to zlew. Innymi słowy, w dupie.
Zakładam, że czytelnikami riderbloga są ludzie niegłupi, ogarniający jako-tako świat, w którym żyją. Do innych to co mam do wylania z siebie zapewne nie trafi, zatem trudno.
Pytacie, jak zorganizowałem wyjazd. O koszty, trasę, problemy organizacyjne. To ważne pytania, ale nikt nie zapytał, dlaczego. W jakim celu jakiś przypadkowy bądź co bądź, wzięty znikąd gostek produkuje się na blogu, sadząc opis jakiejś tam wycieczki - ani trudnej, ani egzotycznej, ani - bądźmy szczerzy - specjalnie odkrywczej pod żadnym względem. Po co zasypuje net zdjęciami, jakich wiele, o znikomej wartości poznawczej czy artystycznej.
Odpowiedź brzmi:
bo może.
Bo zdał sobie sprawę, że ilość wymiarów dostępnych w życiu zależy od niego samego. W pewnym momencie życia zorientował się, że droga którą wybiera co dnia: myjąc zęby, idąc do pracy, włączając lub wyłączając telewizor - zależy wyłącznie od niego. Że obawy, strach, poczucie niemożliwego są wbijane nam do głowy przez innych. Lub też, że wbijamy je sobie sami. Poczucie niemożliwości jest pod czaszką, podobnie jak lęk wysokości, skrępowanie przed zagadaniem do atrakcyjnej kobiety, niewiara we własną siłę, pomysłowość. Jak lęk przez Życiem. Życiem prawdziwym, własnym. Nie tym skopiowanym z telewizyjnych sugestii, podpatrywania sąsiadów, benchmarkingu innych w naszym wieku i zawodzie. Odrzucenie tej niewiary jest straszliwie trudne, i niebywale łatwe zarazem. Wystarczy jedna decyzja: strachu mój, uśmiercam cię. Obracam własną słabość w trampolinę, z której odbijam się ku celom, o których nie śmiałem marzyć. Staję się sternikiem własnego okrętu. Rafy po drodze są i będą, ale śmiałość raz zasiana wzrasta. Niewiara ginie bezpowrotnie, zastąpiona przez potrzebę czynu, przygody. Potrzebę Życia.
Dlatego muszę przyznać, że Tour de Baltic był łatwy. Nic się nie działo, co pozwoliłoby mi uznać go za sukces, zwycięstwo, przedmiot dumy. Bo wiem, że następna podróż będzie także łatwa. Czy będzie to Afryka Północna, czy stepy Mongolii, uda się. Bo zwyciężamy już w chwili, gdy podejmujemy decyzję, gdy odpalamy moto na drodze do wybranego celu. Gdy podróżujemy wbrew przeciwnościom, stereotypom, pokazując faka wytykającym nas palcem i skreślającym nas na wstępie. Każdy kilometr, mila, czasem metr jest wygraną.
Nie bójcie się marzyć.
Gzylu.
Wpis ten dedykuję Arturowi Labuddzie, Jędrkowi Jaxie-Rożen oraz Ani Jackowskiej. A także wszystkim tym, którzy mają w sobie niezgodę na życie "od - do". I nie wahają się tej niezgody użyć ;)
Komentarze : 5
Napisz coś więcej o minusach takiej podróży, błędach i pułapkach w pakowaniu, planowaniu. Niech inni marzący o takim wypadzie (np. ja) nauczą się na błędach, niekoniecznie swoich. Piszesz że wyprawa łatwa... W niedzielę zrobiłem 160 km swoją ybr 125 i zaczynałem odczuwać niewygodę siedzenia. Nie mogę sobie wyobrazić (póki co) 800 km w jeden dzień, co nie znaczy, że nie spróbuję ;) Szacun i lewa w górę.
A ja bym do tego podszedł jeszcze troszkę inaczej: Nie muszę, ale mogę. A mogę, co chcę. I jak już zauważył nasz legalista Mikkagie, tutaj raczej wszyscy dokładnie rozumieją powody. Jesteś wśród swoich i wszyscy mówimy o "Dupie Maryni" ;-), tylko jedni trochę bardziej o Dupie, a drudzy trochę bardziej o Maryni... Cóż, nawet jeżeli Twoja wyprawa nie była trudna, to i tak zazdroszczę. Z powodów przed którymi nie da się za długo uciekać, ja jedynie wokół komina (Kaszuby) pojutrze, a za 3 tygodnie Bieszczady. A poza tym codziennie do pracy, ale za to na 2oo. O!
Ładnie. Z drugiej jednak strony jeżeli liczyłeś, że tu ludzie zaczną Cię pytać: "Ale czemu?! Czemu wsiadłeś na motocykl i pojechałeś?!" to obawiam się, że trafiłeś w niewłaściwe miejsce. Spotykamy się tutaj, bo każdy z nas (w sposób bardziej lub mniej patetyczny) realizuje swoją pasję, pasję niezwykłą i z zasady wiążącą się z przełamywaniem strachu i własnych ograniczeń. Nie spytałem dlaczego pojechałeś, bo dla mnie (jak i dla większości ludzi tutaj) powody są bardziej niż oczywiste. W Twojej wypowiedzi zmieniłbym jedną rzecz, ale o tym napisał juz klurik ;) Pozdrawiam.
Nie bo mogę tylko bo chcę. Nie chcę to co mogę, tylko mogę to co chcę. Przecież to jasne jak chromy.
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (11)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)